Przegląd tematu
Autor Wiadomość
Olulu
PostWysłany: Śro 18:51, 31 Sty 2007    Temat postu:

tak wyszło, ze troche mi sie nudzi w domu ... wiec chetnie poczytam Very Happy
Ykh?
PostWysłany: Śro 9:20, 31 Sty 2007    Temat postu:

jeśli chcesz poczytać zlookaj sobie na http://www.tristian-i-pisanie.blog.onet.pl/ - i tak nikt tego nie ogląda Very Happy
Olulu
PostWysłany: Sob 15:52, 27 Sty 2007    Temat postu:

hehehe<lol2>

genialne, podobaja mi sie krzyczące brzdące no i rzecz jasna pichcąca babcia Very Happy
a ja, jak przeczytałam "zielonoskóre poczwary" natychmiast przed oczami stanął taki jaszczurocośtam co ma noktowizor w oczach ;] (taki jak był w "podróży w głąb ziemi")

a co do elfa urlaire to .. podoba mi się, głównie ze wzgledu na to ze jest elfem (Razz)
a akademia magi skojarzyła mi sie z ... hogwartem (ał, tylko prosze mnie nie bić!!) :p

co do Tristiana, tak szczerze to cholernie podoba ta historia! jest napisana w taki.. hmm ciekawy sposób (nie pytajcie o to mi chodzi), oczywiscie stały motyw:zwyczajny, znudzony szara codziennością młodzieniec wybiera sie w podróż życia i pierwsze co mu sie przytrafia to, to, że został napadniety i ograbiony ze wszytskiego co posiadał... ale i tak mi sie podoba ;]

a w opowieści o tomie, najabrdziej podobaja mi sie opisy np. wstep no i rzecz jasna cały opis toma ;]
Ykh?
PostWysłany: Pią 21:27, 26 Sty 2007    Temat postu:

Mi tam się podoba Very Happy Miłe sympatyczne zdemoralizowane krasnoludziątka rozmawiają z dziadziusiem o mordowaniu Smile
Bjornolf
PostWysłany: Pią 21:27, 26 Sty 2007    Temat postu:

ale czemu ja nie widze w tym nic poschizowanego?
Zajac666
PostWysłany: Pią 20:34, 26 Sty 2007    Temat postu:

wielkiego możesz dać Tora (czyt thor ale tak się pisze w warhammerze Razz) bo on jest w Norsce najważniejszym bogiem wszystkich co tam mieszkają.

Liczmistrz razem Razz

Ładna może być troche poschizowana ale miła Very Happy Very Happy Very Happy
ponczek
PostWysłany: Pią 19:30, 26 Sty 2007    Temat postu:

Mówiłem, że przed "broda" kropka? Czemu ty mnie nie posłuchałeś Sad
Bjornolf
PostWysłany: Pią 19:03, 26 Sty 2007    Temat postu:

Na starej kanapie siedział nie mniej stary krasnolud o siwo-złocistych włosach, częściowo splecionych w warkoczyki. Broda, o tej samej barwie, sięgała mu do pasa. Leniwie polerował jakąś tarcze, na której od czasu do czasu zawieszał swe szare, stare i pełne zadumy oczy.
-Dziadku! dziadku! opowiedz nam historie o Bjorn'ie!! - maluchy zawołały, dosłownie obłażąc starego krasnoluda.
-Nie...- odpowiedział.
-Baaaabciuuuu!!! - wykrzyczały niemal jednocześnie. Wiedzia już co mówić..
-Kochanie.. - zawołał głos z kuchni..
-Nie.. - odparł z lekką irytacją.
-Miiiiisiuuuu..
-Ech...
Kobieta wychyliła głowe zza futryny...
-Miiiiiiiiiiiisssssssiiiiiiiiiiuuuuuuuuuuuuuuuuuu................ - zawołała ponownie, tym razem patrząc mężowi w oczy..
-No... Dobra.. - odparł - na to nie ma rady...
Dzieci momentalnie pisnęły z radości, natomiast kobieta z wyraźną satysfakcją powróciła do pichcenia, nucąc jakąś starą pieśń. Krasnolud usiadł wygodniej. Popatrzył na tarczę. Uderzył w umbro i zamknął oczy... Rozkoszował sie tym dziwiekiem, przypominając sobie historie od poczatku do końca..

Narodził sie zimą w Ice-Den - zaczął - 1860 roku. Roku Smoka Dragomasa...

Dzieci stęknęły z podniecenia.

- ...Niestety matki nigdy nie poznał, gdyż zmarła zaraz po porodzie. Zdążyła tylko pobłogosławić swoje dziecko..."a co z tatusiem?!" zapytacie. Tatuś oddał dziecko.. ale to bedzie za chwile...

W pokoju zrobiła sie subtelna cisza. Jedynie z kuchni dobiegał dźwięk pieśni nuconej przez żonę krasnoluda.

- ...nie różnił sie niczym od pozostałych krasnoludzkich dzieci. Zaraz po narodzinach odcięto pępowine oraz wytarto ciało z krwi i tu pojawił sie problem. Ku zaskoczeniu wszystkich dziecko miało na plecach wypisane runy w staro-khazadzkim. Natychmiast zaniesiono dziecko do świątyni wielkiego Tora. Tam pozostał do osiągnięcia dojrzałości, starając sie odczytać tajemne runy i to było jego głównym życiowym celem. Niestety nie grzeszył inteligencją. Bardziej przydatna była jego wytrzymałość. Zawsze wygrywał konkurs w trzymaniu wiader prostopadle do korpusu. Rekord który ustanowił to 5 semii. Poza runami zajmował sie wszelakim rzemiosłem przez co nauczył sie zręcznie posługiwac młotem.
Pewnego dnia jednak zakończyła sie sielanka. Na świątynie napadły obrzydłe zielonoskóre stwory. Bjorn był jednym z nielicznych którzy uszli stamtad z życiem...

Krasnolud zawiesił na chwile głos. Zapadła cisza... dzieci siedziały cicho, gdyż wiedziały, iż nie należy w tym momencie dziadkowi przeszkadzać. Może sie to źle skończyć.

- ... Zaatakowały i splądrowały klasztor zielonoskóre poczwary. Bjorn'a przestały interesować już runy. Widząc śmierć jego jedynych jakich znał bliskich zapragnął tylko jednego.. śmierć zielonoskórym!!! - wrzasnął stary podsiwiały krasnolud aż dzieci podskoczyły pod wpływem dudniącego głosu dziadka.
-Śmierć Goblinom!!! - odkrzyknęły dzieci!
-nooo, moja szkoła - odpowiedział z zadowoleniem dziadek małych krasnoludów - Dobry goblin to...?
-MARTWY GOBLIN!!!! - ponownie odkrzykneły, po czym razem z dziadkiem zaczeły sie śmiać.
-wrócę do opowieści jeśli pozwolicie- rzekł sedziwy krasnolud na co dzieci przytaknęły z zadowoleniem.

- ... wiódł spokojne życie zabijajac gobliny. Aby zabić zielonoskórych musiał poradzić sobie w lesie, w górach czy posród bagien. Pomimo postury nauczył sie unikać ciosów. Jego pięść łamała nosy i usypiała na porządną semię. Nauczył sie anatomi ciała, aby wiedzieć gdzie boleśnie lub śmiertelnie udeżyć. Pewnego dnia, ni gruszki, z ni pietruszki wpadł w sam środek bitwy z szkieletami, zombiakami i innymi plugastwami! dowodził nimi Liczmistrz!!...

Krasnolud na samą myśl przełknął śline. Jego oczy znów zaiskrzyły.

- ...Tam po raz pierwszy użył tarczy, która ocaliła go przed niechybną smiercią. Od tego czasu kochał każdą tarcze, którą miał. Hie, hie! niezaleznie jak długo ją posiadał. W zgiełku bitwy zobaczył najemników z kapłanem na czele i 2 maszyny których pochodzenia nie mógł zidentyfikować... bitwa była sroga, a przeżyło zaledwie ok. 7 osób..
- osmiu - dobiegł spokojnyn głos babci.
- ach tak, tak... chyba ośmiu - szepnął i usmiechnął sie od ucha do ucha.

- ... i tak sie zaczeła podróż z najzabawniejszą drużyną chyba na tym całym zasranym świecie. - mówiąc to specjalnie troszke głośniej.
- NIE PRZY DZIECIACH!! - usłyszał z zadowoleniem.
- widzicie moje dzieci. Nigdy nie bierzcie ślubu...
-dziadku... opowiadaj dalej!
-ach tak, tak......
Zajac666
PostWysłany: Nie 19:30, 21 Sty 2007    Temat postu:

No fakt jest tam taka Razz

Miś czekamy na twoje dzieło
Ryan
PostWysłany: Nie 18:45, 21 Sty 2007    Temat postu:

Zajac666 napisał:

Myrmidia - to sam wymyśliłeś czy gdzieś tam była w podręczniku ??


Z podręcznika, bogini szermierzy itp. Chociaż moja postać tak naprawdę jej nie wyznaje, a przynajmniej nie myśli nawet o przestrzeganiu jej przykazań Razz
Zajac666
PostWysłany: Nie 15:05, 21 Sty 2007    Temat postu:

no taki chłop z pola Very Happy Razz ale w sumie to nawet lepiej Very Happy

Myrmidia - to sam wymyśliłeś czy gdzieś tam była w podręczniku ??
Ryan
PostWysłany: Nie 13:32, 21 Sty 2007    Temat postu:

[quote="Zajac666"]
Cytat:
Przyodziany był w solidne i praktyczne ubranie


Very Happy Very Happy Very Happy Laughing Very Happy Very Happy Very Happy
[quote]

SIPU LaughingLaughingLaughing

Cytat:

Ryan dobra też może być (tylko jakiś taki wśurski jesteś Razz Laughing )


Co przez to rozumiesz XD?
Zajac666
PostWysłany: Nie 8:35, 21 Sty 2007    Temat postu:

Cytat:
Przyodziany był w solidne i praktyczne ubranie


Very Happy Very Happy Very Happy Laughing Very Happy Very Happy Very Happy


No dobra przeczytałem już wszystko Razz i powiem tak:

Tłuszcz ok może być

Ykh? też spoko

Ryan dobra też może być (tylko jakiś taki wśurski jesteś Razz Laughing )

Tylko teraz na misia czekać aż coś napisze
Ykh?
PostWysłany: Pią 18:12, 19 Sty 2007    Temat postu:

A ja tam mam inspirację zapodane kopniakami Sapkowskiego, Tolkiena, Carda, Lema, Kossakowskiej, Ćwieka i całej armii rerzyswróf filmowych, i czasem też to wychodzi Smile
Ryan
PostWysłany: Pią 13:40, 19 Sty 2007    Temat postu:

Dzięki za uznanie o wielki Very Happy

No tak, piętno wiedźmina u mnie bardzo silne O_o. Podejrzewam, że już nieuleczalne XD

A zdolności wypadły mi w rzutach, więc postanowiłem jakoś je jakoś wyjaśnić Very Happy
Podejrzewam też, że w zawodzie łowcy czarownic mogą być nieco kłopotliwe, szczególnie w obecności kolegów po fachu =].
Ykh?
PostWysłany: Pią 9:37, 19 Sty 2007    Temat postu:

Cóż, wg mnie zupełnie sympatycznie, a jeszcze sympatyczniej będzie czytał to ktoś kto nie zna wiedźmina, inspiracja tak widoczna że aż oczywista. Very HappyVery HappyVery Happy Swoją drogą uważam że taki małe zdolności, nie czynią postaci super-hiper-wymiataczem a dodają jej koloru. np. jak ktoś się skapnie jak widzi Ryan vel Tom, to będzie niezła jazda Smile
Ryan
PostWysłany: Czw 22:18, 18 Sty 2007    Temat postu:

--- Zmieniłem mojej postaci imię, i tak wszyscy będą mówić Ryan, ale trudno Razz ---



___ Słońce chyliło się ku zachodowi, przybierając intensywny pomarańczowy odcień. Już tylko kilka chwil dzieliło je od dotknięcia horyzontu. Dwójka chłopów stojących przed otworem jaskini przyglądała się temu, gaworząc niemrawo.
___ - Rzeknem panu mości rzondco, łon już z tamtond nie wylizie, ni ma mocnych, zbójce go utrupili!
___ - Cichaj Czabor! Mówił, czekać aż Słońce dotknie widnokręgu? To czekamy! - rządca spluną tabaką przez ramię - A łon podobno człek wyjątkowo wyczulony na takie sprawy!
___ Chłop zwany Czaborem przytulił się do swojej kosy.
___ - Jam człek prosty, alem rzeknem wom: wylizie łon, czy bandyty, ni wiem co-li gorsze. Najlebiej co by się nawzajem utrupiły! - wtem z jaskini dało się słyszeć odgłos ciężkich kroków - Ło! Zaroz obaczym, kogo nom demony niosom!
___ Chłop pewniej chwycił kosę, a rządca położył dłoń na rękojeści starego korda.
___ Z mroku jaskini wyłoniła się umazana ciemną posoką i dysząca ze zmęczenia postać. W pierwszej chwili chłopi przerazili się, ale zaraz poznali łowcę nagród którego oczekiwali.
___ Był to człowiek wiosen ponad czterdziestu, średniego wzrostu, ale postawny. Ogorzałą od wiatru twarz otaczał pokaźny zarost i burza Szaro siwych włosów przykryta kapeluszem, spod którego łypała para zimnych, szarych oczu. Przyodziany był w solidne i praktyczne ubranie, pelerynę i lekką kolczugę. W jednej ręce ciągną za sobą dwuręczny miecz, a w drugiej trzymał dziwnie wyglądającą głowę. Cały pokryty był krwią ale jak się zdawało, tylko w niewielkiej części jego.
___ - Kurważ panie włodarzu! - odezwał się łowca - Alboście mnie brzydko okłamali, alboście sami nie wiedzieli, że te sukinsyny, co się tu siedliły, to nie byle kto był! Oj przyjdzie wam dorzucić parę groszy za robotę, w końcu nie co dzień kładzie się trupem pięciu wyznawców chaosu!

* * *

___ W karczmie panowała biesiadna atmosfera, cała wioska zbiegła się świętować koniec miejskich zbójców. Swoim zwyczajem działali w myśl zasady, że każda okazja jest dobra aby się napić. Szczególnym zainteresowaniem cieszył się oczywiście bohater owego zdarzenia.
___ - Hej mości Tomaszu! Żeście dobrze łobuzów posiekali! - zakrzyknął jeden z biesiadników - Władacie wy mieczem, że hej!
___ - Dobrze prawisz! - zawtórował kolejny - Aż dziw, żem też o pana kunszcie wcześniej nie zasłyszał! Opowiedzcie nam coś o sobie panie Tomaszu!
___ Tom pojony dobrym winem i częstowany przednim tytoniem odprężył się nieco. A co mi tam, pomyślał, dobrze jest czasem trochę powspominać.
___ - Kurważ, niechaj wam będzie! Nelejcie jeno jeszcze trochę wina mości karczmarzu! Niechaj sobie tylko przypomnę, bo lat już kilka na karku mam! - zamilkł na chwilę by pozbierać rozproszone alkoholem myśli - Tako, urodzić mi się przyszło na zadupio Imperium, daleko stąd, w mieścinie, której nazwa nic wam nie powie. tatko mój był średniego stanu handlowcem i mnie też chciał do zawodu przyuczyć. Edukował mnie, pisać, czytać a nawet rachować nauczył! Ale gdzie mnie tam! Do kupczenia cierpliwości nie mam, od najmłodszych lat mnie do wojaczki ciągnęło.
____ Przerwał na chwilę by łyknąć wina i zaciągnąć się nieodłącznym papierosem. Przetarł też oczy które dziwnie swędziały. Widać krew spaczonego przywódcy kultystów mu nie posłużyła.
___ Bekną doniośle ku uciesze zebranych krasnoludów i ponownie podjął opowieść.
___ - Na czym to ja... a tak! Nawiałem raz-dwa z chałupy kiedy tylko szesnasta wiosna przeminęła. Szwędałem się to tu, to tam, zarabiając najmowaniem swojego miecza to do armii, to do ochrony rożnych sukinsynów. Ale ni jedno, ni drugie mi nie odpowiadało. Szybko jednak znalazłem swoje powołanie i ostałem Łowcą Nagród. A pewnym, że przypominać nie trzeba iż Imperium wolne od bandyctwa nie jest! - Tom chrząknął znacząco - Ale tez kurważ po dwudziestu bezmała latach w zawodzie niewiele więcej można osiągnąć i myślę o przekwalifikowaniu się.
___ - A o jakimż zawodzie myślicie na późne lata?! Zali chcecie osiąść na starość i się ustatkować? - dopytywał karczmarz.
___ - Hahaha! Niechaj Myrmidia uchroni! Gdzie tam, niebezpieczeństwo to nałóg z którym kurewnie trudno zerwać! Przeprowadziłem małe rozpoznanie rynku! Na bandytach coraz trudniej zarobić. Ale coś czego z pewnością nie brakuje, to... - tu zrobił pauzę dla zaakcentowania tego co ma za chwilę powiedzieć - Chaos! - pośród słuchających przeszedł zaniepokojony szmer - Tak, tak, nie mylicie się panowie, zamierzam zostać Łowcą Czarownic! Wiem, że w większości to banda chędożonych fanatyków niemal równie groźnych jak to z czym walczą! - przez chwilę wydawało mu się, że któryś z zebranych szepną "A łowcy nagród nie?Ha kto by pomyślał!", ale to mu musiało się coś przesłyszeć. Potarł jeszcze raz swędzące oczy, alkohol coraz żwawiej tańczył w jego głowie - W każdym razie z pewnością przyda się też ktoś kurważ świecki zajmujący się takimi sprawami!
___ - Ha! Niegłupio prawicie mości panie! Rzeczywiście panowie klerycy nieraz nadgorliwi się wydają! A mówi się nadgorliwiec gorszy od Orka!
___ - A jak! Ale teraz panowie biesiadnicy, dość tego gadania! Pijmy, bawmy się, bo się nam noc skończy! Hej hej! Jedzmy, pijmy, lulki palmy! Użyjmy żywota, czy co tam kurważ jeszcze, hej!
___ - Hurrra! Zdrowie pana Toma Araya'i - zakrzyknęła z entuzjazmem zapijaczona już ekipa karczmy.

* * *

___ Tom obudził się z okropnym bólem głowy, jak mu się zdawało, zaczynało już świtać. Świadomość skutecznie rozpuszczona przez wieczór alkoholem jeszcze nie całkiem powróciła, do okoła widział tylko kilkunastu upitych w trupa wieśniaków. Zwlókł się na prawie równe nogi i ruszył na podwórze pamiętając, że była tam beczułka pełna wody. Odnalazł ją bez problemu w szarzyźnie przedświtu. Zanurzył w niej bez zastanowienia całą głowę, próbując oprzytomnieć.
___ Kiedy się wynurzył, klapną obok, pozwalając by krople opadały z twarzy i włosów. Postanowił cierpliwie poczekać na powrót świadomości.
___ Chwilę zajęło mu zdanie sobie sprawy, że tak naprawdę do świtu jeszcze dość trochę czasu i jest zupełnie ciemno, a on...
___ ... potrafi wyraźnie dojrzeć wóz stojący prawie 40 łokci dalej!
___ Tom przetarł swędzące oczy. Co to, czy to sen, myślał, pijackie majaki?! Ale zaraz, zaraz, czy to możliwe, żeby...
___ ... krew? Krew przywódcy kultystów Chaosu.
___ Trzeba uważać, nie wolno się tym chwalić, a może się okazać przydatne.

* * *

___ Tom Araya opuścił wieś nazajutrz, zabierając nagrodę oraz dwie niewielkie zdolności, które miały mu się potem okazać niezwykle przydatne.
Tłuszcz
PostWysłany: Czw 17:23, 18 Sty 2007    Temat postu:

Może to były mroczne elfy... Niczego nie można wykluczyć.

Chociaż gdyby byli mroczniakami, to za łatwo by się dali zabić Razz
Zajac666
PostWysłany: Czw 16:37, 18 Sty 2007    Temat postu:

Pozatym zamiast zamaskowanych niewiadomo co mogłeś użyć Morocznych elfów Razz ale to tylko taka sugestia Very Happy
Tłuszcz
PostWysłany: Czw 16:00, 18 Sty 2007    Temat postu:

Oł szyt, faktycznie Smile
Zajac666
PostWysłany: Śro 20:45, 17 Sty 2007    Temat postu:

Ej tłuszcz dlaczego napisałeś że ten twój mistrz był "bardzo znanym człowiekiem" ??
Ykh?
PostWysłany: Śro 19:44, 17 Sty 2007    Temat postu:

Dobra....

Zaczynał się kolejny dzień. Kolejny cholerny, nudny dzień, który będzie dokładnie taki jak poprzedni. Jak poprzedni, jak ten co był tydzień temu, i ten z przed miesiąca. Tristian zaklął pod nosem i wstał z prymitywnego posłania. Ubrał swoje szare nudne ubrania, i wyszedł na zewnątrz szopy. Reszta rolników wybierała się już na pole, dzierżąc dzielnie kopaczki i widły. Ale Tristian nie poszedł razem z nimi, nie ubrał nawet butów, pobiegł od razu w stronę bramy wjazdowej do gospodarstwa, przy której stał już dziadek handlujący w mieście rzepą z pola. Dziadek doglądał wozu - czy aby rzemienie nie przetarte, czy koń dobrze podkuty. I już westchnął wiedząc czego dzieciak będzie chciał, codziennie prosi o to samo.
- Tak, wiem, wiem. Mam nasłuchiwać w mieście co będą prawili o wielkich wyprawach. Mówisz mi to dzień w dzień chłopcze. – Gderał dziadek, a Tristianowi zrobiło się głupio.
- Ale rzeknę ci tak chłopcze, miasto to podłe miejsce, w którym każdy za garść miedziaków gotów zabić innego. Nie ma tam heroicznych wypraw ku chwale Imperium. Jest za to nędza, brud i zbrodnia. Wierz mi że tu na farmie jest lepiej.
I odjechał, ku swoim obowiązkom zostawiając Tristiana sam na sam z jego zniszczonymi marzeniami. Chłopak poszedł na pole, i znów cały dzień kopał ziemniaki. Zrezygnowany. Kopaczka nie była toporem, a rolnicze ubranie to kiepska zbroja. Nic się nie układało tak jak to sobie zaplanował. Wszyscy się z niego wyśmiewali, bo Tristian nie chciał być do końca życia rolnikiem na usługach jakiegoś możnego. A ze swoim losem pogodzić się trzeba. Nie tak miało być.
*
Była już noc. Tristian wstał z posłania, wziął spakowany plecak który schował między beczkami. Już więcej go nie widziano. Potem mówili, że chłopak i tak był dziwny jakiś. Zawsze gdzie indziej duchem, bez przyjaciół i bez przyszłości. W sumie to nawet dobrze że zniknął.
Ale on tego już nie słyszał. Właśnie dochodził do miasta. Wysokie mury, chaty, i zgiełk targowego dnia. Chłopak był zachwycony. Na pewno tutaj zdoła dołączyć do jakiejś wyprawy, by cnotliwy uczynek pozwolił mu zostać rycerzem. Gdy przechodził przez bramę, coś było nie tak. Dlaczego ludzie na podgrodziu mieli takie utrudzone, zmęczone twarze?
- Hej ty! – Tristian obrócił się gwałtownie. Stał przed nim zwalisty mężczyzna w kaftanie ze skóry, a przy jego pasie zwisał masywny topór. – Szukasz przygody, hę? Widzę to w twoich oczach! – Powiedział i zarechotał, a chłopak tylko powoli pokiwał głową. Szukał i to jak. Mężczyzna obrócił się plecami do niego jakby chciał coś pomyśleć, i błyskawicznie grzmotnął go w skroń ćwiekowaną rękawicą. Tristian tylko obsunął się na ziemię...
Gdy się obudził, leżał zakrwawiony w lesie, bez butów, bez swojego plecaka, i bez oszczędności swojego życia które miał schowane w wewnętrznej kieszeni wełnianej kufajki.
Chciał wstać, ale zakręciło mu się w głowie i znów przewrócił się na ziemię. Wtedy usłyszał jakieś głosy, a wszystko zaczęło znikać przed jego oczyma...
*
- Leż spokojnie! – Powiedział podstarzały głos, trochę zbyt natarczywie. Leżał na sianie, było ciepło, a w powietrzu unosił się zapach pieczonej ryby zmieszany ze spirytusem.
- Muszę ci przemyć ranę dzieciaku, bo wlezie zakażenie...
Odpoczywał. Podstarzały człowiek opiekował się nim i leczył, aż w końcu po paru dniach ściągnął szwy z zasklepionych ran na głowie. Powiedział że mieszka głęboko w lesie, i że jest myśliwym. Nie mówił za wiele. Tristian myślał o tym wszystkim, o jego pierwszej „przygodzie”, o życiu na farmie i o swojej cholernej głupocie. W końcu gdy mógł stanąć na nogi, zaczął zaprzyjaźniać się z myśliwym i wyciągnął od niego że nazywa się Greter, i kiedyś był medykiem wielkiego możnego.
Greter uczył Tristiana życia w lasach i na traktach, strzelania z łuku, zaczął go nawet uczyć sztuk pisania i czytania. Stał się dla niego ojcem i bratem.
*
Siedzieli przy ognisku, obgryzając żeberka upieczonego jelenia. Dzień był dobry – zdobyli sporo skór piżmaków, no i jelenia. Jego poroże powinno się sprzedać co najmniej za cztery worki mąki.
- Hej Greter... Dlaczego zrezygnowałeś z pracy medyka? To znaczy... dlaczego wybrałeś takie życie, w lesie...? – Pytał Tristian wpatrzony w ogień. Stary myśliwy nigdy nie mówił za wiele o sobie.
Greter rzucił ogryzioną kość jelonka w ogień, i napił się wina które dziś odkorkowali. Westchnął i spojrzał poważnie na chłopca.
- Nie zrezygnowałem. Wmanewrowano mnie w otrucie syna tej bogatej świni... gonili mnie z miasta jak psa, na traktach były listy gończe. Wiesz Tris, miasta to nic dobrego. Tam właśnie upada ludzkość.
Zapadła cisza. Jego pamięć o „wspaniałości” miast była wciąż świeża. Stary miał rację. Miasta to nic dobrego. Te słowa miały za nim chodzić już do końca życia.
*
Minął blisko rok. Wtedy, pewnego jesiennego poranka Tristian wstał wcześniej niż zwykle. Wziął plecak podarowany mu przez myśliwego, spakował koc, wodę i pożywienie. Nie chciał się obciążać. W garść chwycił kij okuty żelazem, co by się nie zniszczył przy drodze. Już miał wyjść, ale na ławce przed domem siedział Greter.
- Chciałeś zwiać co nie Tris? – Powiedział myśliwy z uśmiechem, i przerwał mu gestem dłoni widząc że chce coś powiedzieć. – Też byłem młody. Wiem, nie jest twoim przeznaczeniem mieszkać w lesie, ale i nie w mieście. Chcesz podróżować tak?
Tristian pokręcił tylko powoli głową, a Greter rzucił mu na ręce jakiś spory pakunek zawinięty w szmaty.
- Masz tu mój stary namiot. Dałbym ci pieniędzy, ale sam wiesz że nie mam. Trzymaj się... synu.
I Tristian odszedł. Jego domem miał trakt i przydrożne drzewo.
Tłuszcz
PostWysłany: Śro 19:06, 17 Sty 2007    Temat postu: Historie postaci

Dobra, miał powstać temat, niechaj powstanie. Ja tu zamieszczam swoją historyjkę. Sam uważam że to nie jest najlepszej jakości, ale lepszy ryż niż nic Smile

No to goł!

Urlaire od dziecka miał wielkie predyspozycje do zostania wielkim magiem. Jednak jego zainteresowanie było całkiem inne. Chciał on zostać wojownikiem, żołnierzem ściślej mówiąc, walczyć na polu w pierwszym szeregu z silniejszym przeciwnikiem.
Elf jednak był bardzo niespokojny i potrzebował odrobiny dyscypliny. Jego rodzice wysłali go do akademii magii, do której jednak bardzo nie chciał iść. W końcu przegrał tą wojnę ze swoimi rodzicielami.
W akademii był bardzo utalentowanym uczniem, jednak jego zapał do nauki był bardzo niski. Po kilku latach jego szkolenia przed mistrzem magii ujawnił się jego prawdziwy talent. Wielce spodobało się to Urlaire'owi, a jego chęć poznania magii kardynalnie wzrosła. Został on uczniem czarodzieja, wielkiego mistrza magii, dyrektora akademii ze swego rodzinnego miasta.
Elf, u którego Urlaire praktykował swoje magiczne zdolności był bardzo znanym w świecie człowiekiem. Wszystkie elfy, które chociaż trochę byli zapoznani z magią musieli znać jego imię. Często musiał odchodzić ze swej szkoły, ponieważ miał ważne zebrania z innymi magami.
Podczas wyjazdów swojego mistrza, elf zostawał w akademii i czytał różne magiczne księgi. Wiele nauki z nich pozyskał, jednak wciąż nie miał zbyt wielkiej praktyki. Jego mistrza ciągle nie było, a tylko przy jego czujnych oczach mógł ćwiczyć swoje magiczne umiejętności. Pewnego dnia, gdy Urlaire został na wieczór czytając z zaciekawieniem jedną z ksiąg w pokoju swojego mistrza zdarzyła się rzecz ciekawa.

Elf siedział czytając księgę przy słabym świetle świec. Jednak nagle świece zgasły. Urlaire miał ograniczoną widoczność. W końcu poczuł wielki ból w czaszce i zemdlał.
Obudził się siedząc na ziemi zakneblowany i związany. Nadal czuł cholerny ból. Nie wiedział kto mógłby go zaatakować. Klamka w drzwiach poruszyła się. Elf zdenerwowany przewrócił się na ziemię, udając, że jeszcze jest nieprzytomny. Do pokoju dostał się jakaś postać. Podeszła do elfa i przewróciła go nogą na plecy i sprawdziła czy żyje. Urlaire usłyszał, że postać wyciągnęła swoją broń. Już wiedział, że to jego koniec. Jednak nagle poczuł szarpnięcie, a jego dłonie były wolne. Postać zbliżyła się do jego twarzy i zdjęła knebel. - Kim jesteś? - zapytała postać. Jej głos był przyjemny i nie dało się wyczuć w nim wrogości.
- Jestem Urlaire uczeń Feralasa. - stwierdził już bardziej uspokojony z wielką dumą
- Ah, więc to ty! - Elf zdziwił się wielce, gdyż nie sądził, że ktoś go w ogóle zna. - Twój mistrz opowiadał mi o tobie. Ja z kolei jestem Daelar, jego przyjaciel. Można powiedzieć, że wiele razy ratowaliśmy się nawzajem. No już, wstawaj, musimy wypędzić te cholery. - zaśmiał się Daelar.
Biegli krętym korytarzem cały czas kierując się do pokoju, w którym zamieszkiwał Feralas. Zza rogu wyskoczył na nich jedna zakapturzona postać. Daelar wyskoczył na niego i szybkim ruchem swojego miecza przeciął mu ramię, wykonał wielki obrót raniąc nieszczęśnika w twarz. Zakapturzony nie zauważył nawet, kiedy zginął.
Dwaj towarzysze zbliżali się do pokoju mistrza szybko zabijając kolejnych przeciwników. W końcu stanęli przed potężnymi drzwiami, za którymi dość niedawno Urlaire siedział czytając kolejną z ksiąg.
Drzwi otworzyły się uderzając z hukiem o ścianę. Jednak nikogo w środku nie zauważyli. Wyglądało tak, jakby nikogo tutaj nigdy nie było. Wszystko było w idealnym porządku. Jednak towarzysze odczuwali pewien niepokój. Coś było nie tak. Nie mylili się. Usłyszeli świst strzały, Urlair został trafiony w ramię i przybity do ściany. Daelar zaczął dziko wymachiwać swoim mieczem na wszystkie strony, gdyż nie wiedział skąd zaatakuje przeciwnik. W końcu trafił w kogoś. Po chwili na ziemi zaczęły pojawiać się małe plamy krwi. Znowu dało się słyszeć świst. Daelar jednak nie został trafiony. Urlaire przypomniał sobie, że w mieszku koło pasa trzymał mąkę. Mąka ta miała pomagać przy rzucaniu zaklęć. Teraz jednak przydała się do czegoś innego.
Elf z trudem wyciągnął strzałę z ramienia uwalniając się. Spojrzał na ziemię i na pojawiające się coraz to nowsze ślady krwi. Zauważył, gdzie ślad się kończy. Odwiązał szybko mieszek i rzucił nim w stronę ostatniego śladu. W całym pokoju zrobiło się biało. Daelar zauważył dosyć niewyraźny kontur postaci. Była oślepiona. Wojownik podbiegł do niego i wbił mu miecz prosto w klatkę piersiową, przebijając się przez żebra, kręgosłup i ostatecznie wychodząc tyłem z ciała niewidzialnej postaci. Krew trysnęła po całym pokoju ochlapując towarzyszy.
Po przeszukaniu niewidzialnego znaleźli notatki mistrza. Jednak ten zabronił im czytania tychże notatek, więc odłożyli je na miejsce i zabrali się za sprzątanie akademii.

Urlaire praktykował magię u swojego mistrza jeszcze długi czas po tym zdarzeniu. Jego mistrz zlecił mu zadanie. Miał przesyłkę do świątyni Sigmara.

Coś mi się popieprzyło z akapitami i nie chcą mi działać. Może się jakoś poczytacie Razz

Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Design by Freestyle XL / Music Lyrics.